Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie Kasia. Zależało jej na czasie, więc umówiłyśmy się na cito. Kasia jest krótko po 30-stce, ma męża i dwoje dzieci: młodsze nie skończyło jeszcze dwóch latek. Starsze chodzi do przedszkola, ale częściej jest w domu niż w placówce. Rozmawiałyśmy na zoomie, kiedy wszyscy jej domownicy już spali. Dopiero wtedy miała chwilę dla siebie. Była zmęczona i rozkojarzona.
Na zewnątrz sprawiała wrażenie pogodnej, lecz pod spodem ukryty był smutek. Wszystkie trudne emocje trzymała w sobie. Spychała w kąt, jak stos nieposkładanego prania. Zauważała dopiero, gdy uniemożliwiały jej normalne życie. I taki moment właśnie nadszedł. Stanęła pod murem i nie widziała już drogi przed sobą. Poprosiła więc mnie, abym pomogła jej przeskoczyć ten mur.
A jej murem były wieczne konflikty ze starszym synem. Nie miała już do niego siły. Codzienne awantury totalnie ją wyczerpały. Miała na głowie cały dom, opiekę nad niemowlakiem i zbuntowanego trzylatka.
– Jak myślisz, czy masz dużo obowiązków? – Spytałam.
– Dużo? Nie wiem. Nie zastanawiałam się. I tak nie mam innego wyjścia. Nikt mi nie pomaga. Mąż wraca do domu wieczorem i jest zmęczony. Nie chcę go obciążać. Utrzymuje całą rodzinę. To moja rola zająć się resztą.
– Czy dobrze rozumiem, że nie widzisz w swoim otoczeniu nikogo, kto mógłby Cię wesprzeć?
– Bo nikogo takiego nie mam. Na nikogo nie mogę liczyć. Z resztą nie zostawiłabym dzieci z nikim obcym. Nikt nie zajmie się nimi tak, jak ja.
– Zgadzam się z Tobą, nikt nie zastąpi im Ciebie. Ale możesz znaleźć kogoś, kto zapewni im niezbędne minimum bezpieczeństwa i opieki. Tak, abyś Ty mogła chwilę odetchnąć i zgromadzić energię na resztę dnia. Takie relacje wzbogacają też świat dzieci, które rozwijają się harmonijniej, kiedy mają kontakt z różnymi dorosłymi. Myślałaś o tym w ten sposób?
Kasia nie wiedziała, że może prosić o pomoc. Nie wierzyła, że może zaufać. Myślała, że ze wszystkim musi poradzić sobie sama. Była dla siebie bardzo surowa. Wymagała rzeczy niemożliwych – od siebie i nieświadomie od swoich bliskich. Bo kiedy stawiamy sobie poprzeczkę za wysoko, podnosimy ją również swojej rodzinie. A Kasia ciągle ją podnosiła: zawsze gotowała zdrowy obiad, ograniczała dzieciom ekrany, wymyślała im kreatywne zabawy i pilnowała, aby miały jak najmniej przykrych emocji. Choćby padała na twarz, w domu musiał być błysk. Efekt był przeciwny.
Trudne emocje wylewały się jak woda z wanny podczas kąpieli jej dzieciaków. Presja rosła i paraliżowała ją. Dzieci nie chciały jeść zdrowych obiadów i wolały suche bułki. Bałagan robił się sam (to oczywiste przy dwójce maluchów), a ona nie nadążała. Stawiała sobie cele, których nie miała szansy zrealizować. Sabotowała samą siebie.
Już po kilku minutach rozmowy okazało się, że pod tym perfekcjonizmem, Kasia chowa paraliżujący lęk. O zdrowie dzieci i ich przyszłość, o męża i swój związek, o pieniądze…. a także o to, jak zostanie odebrana przez otoczenie. Bała się, co pomyśli jej matka, teściowa, sąsiadka z klatki obok (która zawsze miała nienaganny makijaż, mimo dwójki energicznych bliźniaków i starszaka pod opieką). Bała się, co powiedzą nauczycielki i inne mamy w przedszkolu. Nie pomyślała nawet, że każda z tych osób jest w innej sytuacji, ma inne zasoby, mniejszą lub większą wioskę wsparcia. Kasia widziała jedynie pięknie ubrane, zadbane kobiety, które ogarniają dom, dzieci i pracę, bez mrugnięcia okiem. Ona była sama i nie wiedziała, że może być inaczej. Porównywała cudzą scenę do swojego zaplecza. I czuła się z tym okropnie.
Sama miała wykształcenie pedagogiczne. Czytała masę mądrych książek. Dużo wiedziała o psychologii i rozwoju dzieci – więc tym bardziej powinna radzić sobie w roli mamy. Ale tak nie było. Czuła, że ponosi porażkę, jednak trudno jej było przyznać się do błędu.
Bo Kasia to heroska. Od zawsze ze wszystkim radziła sobie sama. Przyzwyczaiła się. Tylko dalej już nie może. Jej zasoby się wyczerpały. Nie ma już z czego dawać. Bo od wielu lat nic nie dostaje, nie uzupełnia zasobów. Zapomniała, a może nigdy nie wiedziała, że aby opiekować się innymi, potrzebuje najpierw zaopiekować się sobą. Inaczej padnie. W przenośni i dosłownie.
–Nie radzę sobie z własnym dzieckiem. Boję się, że to pójdzie w złą stronę. Jak mam to zmienić? – Kasia nie może już opanować łez.
– Rozumiem Twój lęk i cieszę się, że odważyłaś się stawić mu czoła. Podziwiam Twoją siłę i otwartość na zmianę. To, że tu jesteś, to pierwszy krok. Zastanówmy się, czym chciałabyś zająć się w pierwszej kolejności.
Przychodząc do mnie, Kasia wykazała się ogromną determinacją i zaangażowaniem. Ma ogromny wgląd w siebie i wystarczy kilka spotkań, aby odkryła źródło swoich trudności. Całe życie podporządkowała rodzinie. Robi wszystko, aby ją uszczęśliwić. Dzięki pracy nad sobą, ma szansę uszczęśliwić także siebie.
Kiedy Kasia uwierzy, że ma prawo pomyśleć o sobie, jej dzieci i mąż też w to uwierzą. Uwzględnią jej potrzeby i granice, jeśli będzie o nich mówiła wprost. Nie będzie musiała przeskakiwać tego muru, przed którym stoi. Może rozkładać go po cegiełce, aż w końcu zobaczy piękny horyzont. I będzie mogła sama decydować, którędy chce pójść.
Zainteresował Cię ten temat?
Potrzebujesz więcej szczegółów? Chcesz porozmawiać o swojej sytuacji? Napisz do mnie.
0 Comments